Do Hanoi przyjechaliśmy nocnym pociągiem. Cały przedział mieliśmy dla siebie - ciekawa jestem, czy to zbieg okoliczności czy może tak bilety były sprzedawane. W każdym razie większość, jeżeli nie wszyscy turyści znów pobiegli do turystycznych wagonów na które bilety sprzedają agencje turystyczne. My ciekawi wszystkiego co tutejsze, pojechaliśmy normalnym wagonem kolei wietnamskich. Nie obyło się bez przygód, ponieważ w nocy dobijali się do nas jacyś pijani koledzy wietnamscy, ale dzięki władzy, czyli konduktorowi szybko trafili do swojego przedziału.
Do Hanoi dojechaliśmy o 4.35 rano. Padało, a włąściwie lało. Deszcz towarzyszy nam właściwie bez przerwy. Jeszcze do niego się nie przyzwyczailiśmy...Z pociągu do poczekalni jest jakieś 100 m, ale zdązyliśmy zmoknąć doszczętnie. W Hanoi jest cieplo, więc szybko wyschniemy. Siadamy w poczekalni. I tak nie ma co robić...
Ponieważ do Hue, a tam zmierzamy jest 700 km zdecydowaliśmy się polecieć samolotem. Trochę drożej, ale zaoszczędzamy czas. Do Hue można jechac pociągiem dziennym - cały dzień, lub nocnym, ale na ten musielibyśmy czekać cały dzień w Hanoi. Wybór jesy oczywisty. Bilety kupiliśmy w internecie na lot narodową linią wietnamksą Vietnam Airlines. Za dwa bilety wyszło 150 dolarów. Gdybyśmy zdecydowali się kilka dni wcześniej kupilibyśmy je za 120 dolarów. W Wietnamie opłaca się latać - szczególnie jeżeli do punktu podróży dzieli duża odległość. Bilet na pociąg kosztowałby około 30 dolarów no i nie mówię już o czasie. Średnia prędkość pociągów to ok. 70 km/h. Dodatkową atrakcję jest to, że nie ma trakcji. Pociągi ciągną lokomotywy spalinowe.
Czekając na samolot, już za bramkami Agnieszka fotografuje startujące samoloty, ja , piszę na notebooku. W pewnej chwili widzę przede mną czarną teczkę. Zwykła, czarna cerata ale za to niezwykły nadruk - wielka czerwona flaga ze złotą gwiazdą. Podnoszę wzrok i widzę głowę a na niej beret. Podnoszę jeszcze wyżej i... widzę antenkę! Beret z antenką! Ogarniam całą postać, ubiór lekko w nieładzie czarne spodnie, czarne buty ale białe skapetki i biała koszula. Do tego wspomniany czarny beret z antenką i może zbyt pochopny wniosek ale nie mam wątpliwości - działacz partyjny! Ciekaw jestem co będzie dalej. Ale dalej już partyjna nuda. Czarnobiała gazeta, żadnych kolorowych tytułów,kolorowych zdjęć...
Hue powitało nas słońcem i temperaturą od jakiej już się odzwyczailiśmy. Wieczorem znów padało i pierwszy spacer po Hue był w deszczu, jednak przy kolacji zaczęliśmy się zastawnawiać co nam bardziej odpowiada - gdy leje się z nas czy z nieba.